Portal - Dobra
polski Czwartek - 17 lutego 2022      Historia jest naszą pasją.
Strona główna / Historia / Rabacja w Dobrej
Menu
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
\"My idziemy po naszą pracę, którą Kisiel nam zabrał\" - kilka słów o dobrzańskim epizodzie rabacji galicyjskiej
Adrian Cieślik 

"My idziemy po naszą pracę, którą Kisiel nam zabrał" - kilka słów o dobrzańskim epizodzie rabacji galicyjskiej

            Przełom lutego i marca to dla ziem małopolski, czyli dawnej Galicji czas przypomnienia krwawych wydarzeń roku 1846, popularnie zwanych rabacją galicyjską. Terminem tym zwykło się nazywać powstanie chłopskie o charakterze antyszlacheckim i antypańszczyźnianym. Wydarzenia, do jakich doszło w cyrkułach: tarnowskim, bocheńskim, sądeckim (w tym leżała m. in. Dobra), wielickim i jasielskim od 19 lutego do końca marca 1846 roku fachowo nazywa się także  „rzezią galicyjską”. Nazwa ta wzięła się z faktu okrutnego mordowania przez chłopów właścicieli dóbr i posiadłości. Najbardziej znaną metodą uśmiercania możnych było odpiłowywanie głów. Oprócz zadawania śmierci dziedzicom chłopi rabowali także z ich dworów kosztowności, a jak już nie było czego rabować, dewastowali posiadłość.

            Te niespokojne wydarzenia nie ominęły i terenów Dobrej, gdzie w owym czasie zarządzał z ramienia Ludwika Małachowskiego h. Nałęcz dzierżawca Józef Kisielewski. Rozpijał on i oszukiwał chłopów, wyrządzając im przy tym krzywdy wszelakie[1]. Wobec tego chłopi, mający już dość takiego traktowania, postanowili zbuntować się i owemu zarządcy nie służyć. Okazją tego stały się wydarzenia w Galicji, trwające już od 19 lutego. Wieść o powstaniu dotarła do Dobrej około 25 lutego i została niemalże od razu wykorzystana.


Ludwik Jakub Małachowski

            W kronice parafialnej ks. proboszcz Jakub Jana tak opisał owe wydarzenia: Dnia 26 lutego, we czwartek po Popielcu, około 10 godziny poczęto rabować dwór tutejszy[2]. Napaścią miał zostać objęty właśnie Kisielewski, rządca tutejszy, dla zemsty z krzywd im uczynionych[3]. Rządca wraz z rodziną chyba przeczuwał, co się święci, gdyż swoje kosztowności i dokumenty przetransportował z dworu na plebanię, jakoby twierdząc, iż u księdza szukać nie będą[4]. Szczęśliwym dla nich zbiegiem okoliczności stała się śmierć w Krakowie ks. kan. Kulbinowskiego, krewnego rodziny. Kisielewscy w tym czasie uczestniczyli w pogrzebie. Jak pisał ks. Jana: Gdyby w tym czasie w domu byli, napastnicy byliby ich pobili dotkliwie[5].

            Dalsza relacja proboszcza Jakuba Jany: Gdy ten dzień 26. rano nadszedł, mówiono mi, że już blisko rabują. (…) W tem dają mi znać, że już nasz dwór rabują – zaraz pobiegłem do dworu. Oto widzę pełno ludzi na podworcu i w pokojach. (…)  Napotykam babę (…)  – nacoż to bierzecie – odpowiedź mi dała, bo inni bierą. Wpadam do pokoi, wszystko porozbijane, fortepian i okna rozbite i co było w pokoju. Idę na górę, tam pełno ludzi, z śmiałością i odwagą spędzam wszystko. Jedna baba była uporczywa, zabrała pierza w fartuch, ja będąc na piętrze chciałem ją zmusić, żeby to pierze porzuciła, uderzyłem się laską, w tymczas z pierzem na mnie, abym się nie spieszył. Odszedłem od niej i wzięła jak swoje. Stamtąd zeszedłem na dół, mówię do Wójtów, aby przecież nie dali rabować, gdyby się oni szczerze byli do tego wzięli (…), byli zatamowali dalszy rabunek, bo większa część ludzi jeszcze stała nieczynna, dziwiąc się co się dzieje (…) Potem poszedłem ku piwnicy, gdzie na strychu[6] różne zboże było, aby przeszkodzić im brania tego, bo nie tylko zabrali, ale większą część rozsypowali po podłodze i psuli.

W tym ks. wikary Rzeszutko, który mnie widział, jak do dworu szedłem, pobiegł za mną i zaczął tak samo bronić. Chłopi obstąpili go i poczęli na niego surowo postawać, a z tyłu ktoś go kołem szturchnął. Mnie zaś jeden z moich poddanych powiedział, że chłopstwo poczęło mówić: Kiedy ksiądz tutaj nam zabrania i tak postępuje, pójdziemy na plebanię – na to struchlałem, wszelka odwaga mnie odeszła, zmieszałem się ze wszystkim, bo pieniądze Kisielewskiego rządcy miałem w pokoju. W tym zaraz pobiegłem do domu, nie wiedziałem co robić z pieniędzmi, gdzie ich schować. Przyszedł na to szczęśliwie ks. wikary, wziął razem z gospodynią pieniądze do kościoła, tam po różnych miejscach wysoko pochował. Nie upłynęło temu może dobre pół godziny, mówią, że się tu zgraja ku plebanii zbliża i że rabować będą. Po drodze wstąpili do sędziego, w domu Tryjanowskiego mieszkającego, ze wszystkim go zrabowali. Idą potem ku plebanii, w ulicy[7] stanąłem, pytając: „co chcecie. Mielibyście mnie rabować, to z ks. wikarym zaraz odchodzimy stąd i pójdziemy do Tarnowa, do JW. ks. biskupa”. „Nie chcemy rabować” – odpowiedzieli, „nie dopuszczamy, aby nas ks. proboszcz opuszczał, bo księża nam są zawsze potrzebni”. W tym jeden z nich głośno zawołał: „my idziemy po naszą pracę, którą Kisiel nam zabrał”. „Domniemywaliście, że Kisielewskiego pieniądze u mnie są”. Obcy zaś mówili: „że mamy rozkaz od rządu szukać, czyli nie ma jakich zabezpieczonych osób” – ja się na tym miejscu przedstawiał łagodnie (…) aby się przekonali: „wybierzcie kilku chłopów spomiędzy siebie i idźcie powiedzieć do rządcy (…) , inni niech tu zostaną, po co mają wszyscy iść” i na to przystali. Czekali po pokojach na strychu, w spichlerzu nawet i w kościele wszędzie lecz nic więcej … czekać chcieli. Ode mnie poszli do Kiwaja do leczniczego Józefa Przybytka, któren się  ma dobrze, lecz teraz będąc przezornym i ostrożnym już wprzód uciekł z pieniędzmi za górkę do swoich krzaków i tam siedział. Przypatrywał się, co się będzie u niego w domu działo, obojętny był o ciało, gdy „duszę” /worek/ miał przy sobie. Przyszli do niego, nie rabowali, bo właśnie swoi nie dali cudzym krzywdy mu czynić, lecz niektóre rzeczy i tak pokradli. Stamtąd Żyda na Krzyżowy[8] zrabowali i tak się pierwszy napad odprawił.

Gdy już aby początek dali, dalej rwać chcieli się potem we dworze rabować osobliwości, gdy (..)  zgórzanie wiosek mojej parafii nadeszli, albowiem później się dowiedzieli, porozbijali składki [???] w piwnicach i (…)  łapali worki zboża i ziemniaki, wino wypijali na miejscu z butelek, z beczkami do domów brali, (…) gorzałkę i okowitę w kafach  ze wszystkim na ziemię wypuścili nim wypili. W browarze maszynę porąbali co była do robienia gorzałki. (…) Po dwóch dniach nie było we dworze można[9] ani gwoździa znaleźć, tylko same ściany luzakiem i drzwi stały wszędzie. Dzieci rządcy już dorosłe były u mnie i sędzia z żoną.

Na drugi dzień dnia 27 rano pogłoska się rozeszła, jakoby aby mieli napaść na kościół nasz i plebanię, mnóstwo ludzi się znowu zeszło, że ich pełno było wszędzie na dziedzińcu, lecz nie w zamiarze bronienia kościoła i plebanii, tylko żeby kto na spiklerz[10] uderzył, bo chłopi mieli ze sobą worki, a baby płachty w pogotowiu. Prawie na ten czas miałem meszne od ludzi wybrane, lecz żaden się nie odważył i powoli rozeszli się. (…).

W piątek przed południem sędzia Eliasz Tarasiewicz[11] do Limanowy[12] wraz z żoną pojechał, lecz na nieszczęście swoje szła natenczas mnogość bez liku chłopstwa z Bocheńskiego z wojskiem na Limanową, jakoby tam powstańcy polscy się znajdowali. Złapali go chłopi znajomi, gdzie wprzód był sędzią, żonę zrzucili z wozu, jego zbili nielitościwie i do Bochni wieźli, przednią pałonią[13] i kołem mu brzuch przebili. Połamanego do Bochni przywieźli i tam Bogu ducha oddał.

Familia zaś Kisielewskiego była u mnie przez jakiś czas gdzie potem sam z żoną przyjechał i bawił parę dni. Nic mu chłopi nie mówili, albowiem mieli zaufanie i przychylność wielką do mnie. Mówili sobie, że gdyby na plebanii nie był, to by go powiązali i do Sząca[14] odstawili, Pojechał on 10 kwietnia do Sząca, trzech z moich parafian za nim poszło i chwycili go i do cyrkułu poprowadzili, lecz uwolnionym został, a chłopom do domu iść kazano.

Zdawało się w tych czasach, że koniec świata będzie, lud był prawie jak bez zmysłów rozjuszony, nic mu nie było święte, wszelkie upomnienia i przedstawienia były nadaremne. Do tego sprzyjało powietrze, pogoda piękna i dni wiosenne, jako też i zaraz poczęła się wiosna i ludzie orać i siać poczęli[15].

            W dobrzańskim epizodzie rabacji nikt nie zginął. Skończyło się jedynie na rabunku i dewastacji dworu. W powyższym opisie widać pełną autorytetu postawę proboszcza Jakuba Jany, który był w stanie zapanować nad rozjuszonym tłumem chłopów. Pleban ten zasłynął w Dobrej z ogromnej walki o trzeźwość narodu. Lud dobrzański do tego stopnia go umiłował, że podczas napaści na dwór nie było żadnego pijaństwa w Dobrej. Jak pisze Adam Wojs, gorzałkę wylali na ziemię[16]. Woleli zniszczyć to, co wytworzone przez znienawidzony dwór, niżli samemu skorzystać.



Ks. proboszcz Jakub Jana (1844 - 1871) 

            Po dwóch, trzech dniach w Dobrej zapanował spokój. Rozjuszeni chłopi powoli się rozchodzili i nie było więcej słychać o walkach i rabunkach. Do dziś w Dobrej znana jest „Legenda o Kisielu”, według której po śmierci ziemia cmentarna wyrzucała ciało złego rządcy kilkakrotnie. Dopiero podstęp chłopów, którzy ciało przechwycili i wywieźli na bagna na Łopieniu, zakończył ziemską wędrówkę Józefa Kisielewskiego. Ale to tylko legenda…

 



[1] A. Wojs, 600 lat wsi Dobrej k. Limanowej (1361 – 1961), Limanowa 1961, s. 14.

[2] APD, Liber memorabilum Ecclesiae Parochialis in Dobra ab anno 1844, s. 3.

[3] Tamże.

[4] Tamże.

[5] Tamże.

[6] Tez zapis wskazywałby, że piwnica była w osobnym budynku.

[7] Prawdopodobnie chodzi o korytarz.

[8] Krzyżowej.

[9] Nie można było we dworze…

[10] Spichlerz.

[11] Wątek sędziego Eliasza Tarasiewicza pojawia się wielokrotnie w książce Ludwika Stasiaka pt. „Krwawe ręce”. Zob.: Stasiak L., Krwawe ręce. Powieść z dziejów rzezi galicyjskiej, Lwów 1907, ss. 34 i n.

[12] Limanowej.

[13] Może: dyszlem, pałąkiem??

[14] Sącza.

[15] APD, Liber memorabilium…, s. 3-5.

[16] A. Wojs, 600 lat…, s. 14. Autor tej publikacji prawdopodobnie korzystał również z cytowanych fragmentów kroniki parafialnej. 

Interaktywna Polska
Webmaster: Adrian Cieślik