Portal - Dobra
polski Czwartek - 17 lutego 2022      Historia jest naszą pasją.
Menu
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Adrian Cieślik, Niedziela Palmowa w tradycji dobrzańskiej i w miejscowych legendach

Niedziela Palmowa w tradycji dobrzańskiej i w miejscowych legendach

            Niedziela Palmowa, zwana także Kwietną lub Wierzbną, ma bardzo bogate tradycje i związana jest z wieloma ciekawymi obyczajami. Głównym jej elementem jest wjazd Jezusa do Jerozolimy, jaki dokonał się kilka dni przed męką i śmiercią. W kościołach czytana bądź śpiewana jest również Męka Pańska w tym dniu, często z podziałem na role. I choć w Jerozolimie używano gałązek palmowych, z czasem tradycja, która przywędrowała do Polski, zmieniła wyobrażenie palm. Te palmowe gałązki (…) stały się w polskich rękach wierzbową witką ze srebrnymi kotkami. Upiększano je kolorowymi wstążkami, układano w bukiety barwionych traw i drobnych suchych kwiatów[1]. Druga zaś nazwa tej niedzieli, Kwietna lub Wierzbna, pochodzi właśnie od tych witek wierzbowych z baziami na końcach (kotkami). Bazie bowiem poświęcone w tym dniu miały w ludowej tradycji moc szczególną: połknięte chroniły od chorób gardła, spalone – stawały się popiołem do posypywania głów w Środę Popielcową w następnym roku. Witki wierzbowe z palm zatykano także w formie krzyżyków w rogach pól, co miało chronić rośliny przed szkodnikami, a także ustawiano takie krzyżyki w oknach domów podczas burzy, by uchronić gospodarstwa przed piorunami[2]. Krzyżyki owe wykonywano w Wielki Czwartek, a na polach ustawiano je w Wielki Piątek lub w Wielką Sobotę, co również miało uzasadnienie w ludowych wierzeniach[3] Innym zwyczajem praktykowanym na wsiach było oplatanie palm nowymi batami, celem ich poświęcenia. Wierzono bowiem, że gdy do pierwszych prac polowych użyto takiego właśnie bata do smagania konia, ten miał lepiej iść. Również bydło na pierwszy wypas wiosenny wypędzano, smagając je poświęconymi palmami, co miało chronić je od zarazy. Gałązki z rozplecionej palmy kładziono także pod pierwszą skibę podczas orania pola, by ziemia dała plon obfity. Wiarę w magiczną moc palm oddawało także powiedzenie: Gdy w Palmową Niedzielę słońce świeci, pełne będą stodoły, beczki i sieci[4].

            Etnografowie twierdzą, że zwyczaj przystrajania rózeg wierzbowych lub leszczynowych o rozwiniętych, czyli po staropolsku „rozkściałych” pąkach, gałązkami cisu, jałowca, a także kolorowymi wstążkami, jest starosłowiański i łączy się z pradawnym świętem wiosny, obchodzonym koło równonocy wiosennej, co często zbiega się ze świętami Wielkiejnocy[5]. Może zatem być tak, iż kolory, które dostrzec można na tradycyjnych palmach, są kolorami symbolizującymi nowe budzące się wiosną życie. Stąd też pewnie zwyczaj przystrajania palm tak kolorowo, co znacznie odróżnia je od tradycyjnych gałązek palmowych z Ziemi Świętej.

            O tym, co tak naprawdę powinno znaleźć się w palmie, a co nie, mówi prastara legenda, w myśl której poszczególne drzewa i krzewy (m. in. wierzba, sosna, winorośl, cis, leszczyna) miały wyrażać żal po śmierci Jezusa. Tym samym są bardzo pożądane w konstrukcji palm, wskazując na symboliczną więź ze Zbawicielem. Niewskazane jest używanie witek topolowych, gdyż w myśl tej samej legendy miała ona stać niewzruszona wobec faktu śmierci Mesjasza[6]. Inna legenda wspomina, iż topola mogła być drzewem, na którym powiesił się Judasz, zdrajca Jezusa[7]. Chociaż tak naprawdę bibliolodzy do dziś sprzeczają się, jakie to mogło być drzewo, gdyż ewangelista Mateusz zanotował tylko fakt jego śmierci przez powieszenie[8].

            Na pamiątkę wjazdu Jezusa do Jerozolimy, w kościołach w całej Polsce, w Niedzielę Palmową, urządza się procesje z palmami – albo wokół świątyni, albo bezpośrednio do niej[9]. Zwyczaj ten ma również korzenie w staropolszczyźnie – zawsze klasztory i szkółki parafialne urządzały w tym dniu widowiska pasyjne. Niestety te misteria zaczęły się przeradzać w parodie, przez co zostały przez Kościół zakazane. Grupy żaków, niemogące występować przy świątyniach, zaczęły obchodzić więc wiejskie domy i tam prezentować swoje wiersze i deklamacje, licząc na datki od gospodarzy. Grupy takie nazywano pueri, od łacińskiego słowa „puer” oznaczającego chłopca. Mieszkańcy Krakowa i okolic przerobili to na gwarowe określenie puchery, a górale na Podhalu uczynili z nich pucheroków[10]. Jednakże ten zwyczaj w Dobrej i okolicy się nie przyjął.



Procesja z palmami w Dobrej

Procesja z palmami w Dobrej, 2017 r. Fot. archiwum autora.

            Tradycyjna dobrzańska palma, dawniej przybrana była tylko kwiatami z kolorowej bibuły, oraz wstążkami, również z bibuły. Z czasem wstążki bibułowe wyparte zostały stylonowymi lub jedwabnymi. Długość palm sięgała nieraz i 10 m, a same witki wierzbowe i leszczynowe, by się trzymały prosto, obwiązywano sznurem konopnym w dokładnej odległości 20 cm[11]. W 1938 roku prof. Leopold Węgrzynowicz tak opisywał palmy: Ostatnią niedzielę przed Wielkanocą nazywaną Niedzielą Kwietną albo Palmową. W dniu tym święcone są palmy z „liwy” [wierzby – przyp. aut.]. Niosą je do kościoła chłopcy, a gdy w domu nie ma chłopca, wówczas zanosi je najstarszy członek rodziny. Palmy przybierają trzciną i wstążkami, a obwiązują batem rzemiennym lub kręconym z lnu, który biorą od pastuchów. Istnieje przesąd, że poświęcony bat przynosi szczęście przy pasieniu. Oprócz tego robią jeszcze palmy z szyszek, „bagniąt” [bazi – przyp. aut.], kwiatków papierowych i wstążek. Dawniej robiono jeszcze palmy z rokiciny [krzew z rodziny wierzbowatych o cienkich pędach i włochatych pąkach – przyp. aut.][12]. W Jurkowie z kolei, jak pisała nieżyjąca już p. Maria Czech, w sobotę przed Niedzielą Palmową był zwyczaj kręcenia z lnianych nici sznurów, zwanych batami. Sznury kręcono na kobylicach, które służyły także do tarcia lnu. Tą pracę wykonywali starsi mężczyźni, młodsi natomiast szukali na wierzbach bardzo długich patyków potrzebnych do zrobienia palm. W Niedzielę Palmową, tak jak teraz, szli z tymi palmami do kościoła, aby je ksiądz poświęcił. Następnie w sobotę wielkiego tygodnia opalano końce tych palm w ognisku, które paliło się przed kościołem i było poświęcone przez księdza. Te opalone palmy do dziś nazywają się głowiankami. Z nich to gospodarz robił krzyżyki, z sznurów zaś robiono buty dla furmanów, a resztę głowianek palono w czasie burzy, bo miały uchronić od piorunów i pożarów[13].





Tradycyjne dobrzańskie palmy

            Wśród mieszkańców Dobrej bardzo dużą popularnością cieszy się Legenda o Niedzieli Palmowej, której treść poznać można dzięki uprzejmości wspomnianej p. Marii Markiewicz. 
Gdy w Niedzielę Palmową procesja wychodziła z palmami z kościoła i zaczynały bić dzwony, to na Śnieżnicy otwierała się ogromna pieczara, w której diabeł miał przesuszać złoto. I wraz z ustaniem bicia dzwonów grota się zamykała. Była też biedna rodzina, mieli oni ośmioro dzieci. I akurat zbliżały się święta, a oni nie mieli za co kupić jedzenia; nawet tyle, żeby można było zrobić święconkę. Dzieci nie miały odpowiednich butów ani ubrań, by pójść do kościoła. Ale miały za to zaradną matkę, która postanowiła pójść na Śnieżnicę właśnie w Palmową Niedzielę, aby podkraść nieco diabelskiego złota. Mąż jej odradzał, ale ona poszła. Gdy zbierała się do wyjścia, ośmioletni Jasio poprosił, by wzięła go ze sobą. A ona, biedna i dobra kobiecina, wzięła swego synka i poszli. Usiedli niedaleko pieczary i czekali. Gdy dzwony zaczęły bić, co było znakiem, że procesja wychodzi z palmami z kościoła, faktycznie otwarła się pieczara i do słońca zabłyszczało złoto. Ukazał się też diabeł czarny, rogaty i rozczochrany, w łapie trzymający łopatę. Zaczął złoto mieszać. A zaradna matka czekała, aż diabeł pójdzie na drugi koniec groty. Gdy tak się stało, wskoczyła do niej i zaczęła podbierać czarcie złoto. W tym czasie powoli milknął dźwięk dzwonów, procesja palmowa wchodziła do kościoła. Uradowana kobieta wyskoczyła z pieczary, nie zauważając, że jej synek również zbierał rączkami złoto. Wołała, żeby uciekał, ale on już nie mógł się wydostać; został w zamkniętej grocie z diabłem. Kobieta wpadła w ogromną rozpacz, tak wielką, że wyrzuciła zdobyte złoto i z płaczem pobiegła do domu. Tam mąż i dzieci bardzo płakali za Jasiem i nie mogli pogodzić się z jego stratą. Zrozpaczeni poszli do księdza i opowiedzieli, co zaszło. Ksiądz się zamyślił i kazał im przyjść za rok, przed Niedzielą Palmową. Dał im też święconą kredę i wodę. Powiedział im: „Od drogi do pieczary rysujcie koła kredą i kropcie wodą święconą. Czekajcie, aż się pieczara otworzy. Wtedy niech tata poda rękę Jasiowi, a jak go wydostanie, to uciekajcie po tych kołach na dół do drogi”. Tak też uczynili. Rok później, gdy pieczara się ponownie otwarła, ukazał się ten sam diabeł, a koło niego Jaś. Czarny i wychudzony. Tata jednym susem wpadł do jamy, syna porwał i uciekał, skacząc po poświęconych kołach, jak im ksiądz dobrodziej poradził. Diabeł biegł za nim, ale co wskoczył do koła, kopyta tam postawił, to nic mu drogi nie ubywało, a tata z synem oddalali się. Dzwony milkły, diabeł więc musiał wracać. Jednym dużym krokiem wskoczył do swojego skarbca, wściekły. Olbrzymia płyta zatrzasnęła się z hukiem wraz z ostatnim wybrzmieniem dzwonu kościelnego. Gdy Jasio z rodzicami wrócił zaś do domu, zapanowała tam wielka radość. Te święta były najpiękniejszymi w tej rodzinie – chociaż na stole było mało, ale dzieci odzyskały braciszka, a rodzice syna. Jaś na zadawane mu pytania odpowiadał tylko: „módlcie się, abyście nigdy diabłu służyć nie musieli”. Wybrali się więc szczęśliwcy do księdza, starszego już wiekiem, by mu podziękować za ten cud wspaniały[14].

Na potwierdzenie powyższych słów zachęcamy do posłuchania powyższej legendy, opowiedzianej przez p. Zofię Michałek z Dobrej. 

            Jak zatem widać, sama Niedziela Palmowa, jest bardzo bogata w tradycje, obrzędy, ale też w legendy i podania. Tak jest w każdym regionie Polski, gdyż wszędzie tradycja święcenia palm, organizowania procesji z nimi, a po mszy konkursów na najładniejszą i najwyższą palmę, jest nieustannie żywa. Obecnie palmy często zdobią kościoły, czy główne place wsi i miast, gdzie można podziwiać je przez cały okres wielkanocny – ich kolorowość oraz misterne wykonanie. Zanikającą rzadkością są palmowe krzyżyki na polach, chociaż, jak się dobrze wpatrzeć, można je jeszcze spotkać.




[1] E. Ferenc – Szydełkowa, Rok kościelny a polskie tradycje, Poznań 1988, s. 125.

[2] Tamże.

[3] A. Cieślik, Skąd się wzięły palmy i śmiguśnioki, „Gazeta Krakowska, Tygodnik Ziemia Limanowska”, 27 III 2015 r., s. 8.

[4] Tamże, s. 127.

[5] H. Szymanderska, Polskie tradycje świąteczne, Warszawa 2003, s. 191.

[6] Tamże, s. 191-192.

[7] Tamże.

[8] Mt 27, 3-10; [Zob. też:] R. Płonka, Drzewo judaszowe, http://dziennikparafialny.pl/2012/drzewo-judaszowe-z-cyklu-rosliny-biblijne/, [pobrano: 10 IV 2017 r.].

[9] M. Gajownik, Biblijne tło polskich zwyczajów wielkopostnych i wielkanocnych, Kraków 2013, s. 228.

[10] H. Szymanderska, Polskie tradycje…, s. 195-196.

[11] Wspomnienia Marii Markiewicz z Porąbki, ksero rękopisu w posiadaniu autora.

[12] Wieś Dobra w powiecie limanowskim. Wybór materiałów zebranych przez uczestniczki V Instruktorskiego Żeńskiego Obozu Krajoznawczego w Dobrej, Kraków 1938, s. 41.

[13] M. Czech, Jurkowskie zwyczaje wielkopostne i wielkanocne, „Dobrzańskie Wieści” nr 3, s. 5.

[14] Wspomnienia Marii Markiewicz z Porąbki, ksero rękopisu w posiadaniu autora.



Palmy pozostawione w dobrzańskim kościele do oceny komisji konkursowej, 2017 r. Fot. A. Cieślik. 

Interaktywna Polska
Webmaster: Adrian Cieślik